Drogi Czytelniku,
nie wiem jak Ciebie, lecz mnie do białej gorączki potrafi doprowadzić uzasadnienie, że „taki jest przepis”. To mogą być słowa wypowiedziane przez urzędnika, policjanta, strażnika, prawnika, nauczyciela, czy też kogokolwiek, kto słabo rozumie istotę prawa.
Oczywiście, ktoś może na tej podstawie zarzucić mi, że w ten sposób zachęcam do anarchii. Nic bardziej błędnego. W moim sposobie widzenia świata chodzi o to, aby rozumieć ducha ustanowionego prawa. Owszem, jego jakość często jest kiepska i nad tym trzeba ubolewać. Tym bardziej więc należy strać się zrozumieć, zwłaszcza dotyczy to egzekutorów przepisów, czemu one w zamyśle miały i mają w rzeczywistości służyć.
Jakby zupełnie zaginęło dobro, dla którego tworzy się prawo, aby ułatwić życie obywatelom. Dlatego przy interpretacji przepisów na dalszy plan schodzi korzyść obywatela, który jest bez szans w poruszaniu się pośród nieprawdopodobnego gąszczu różnych uregulowań, często nawzajem się wykluczających. Przez to nawet najprostsza sprawa staje się niezwykle skomplikowana, bo nie można jej – zwłaszcza przy złej woli – rozwiązać zwyczajnie po ludzku.
Cóż, samodzielne myślenie jest czynnością nad wyraz trudną. Czy zatem może dziwić, że ktoś woli tępo stosować się do najbardziej nawet niesprawiedliwego przepisu, zamiast posłużyć się zdrowym rozsądkiem?
A jednak w ostatnim czasie zdarzyły mi się dwie perełki, które napawają optymizmem. Świadczą bowiem o tym, że są osoby, które myślą nieszablonowo.
Pierwszy przypadek dotyczy wizytówek. Zamówiłem je – tak jak poprzednie – w renomowanej i jednocześnie międzynarodowej firmie VISTAPRINT. Przyszły w umówionym terminie. Patrzę i oczom nie wierzę. Mają inny wymiar niż poprzednie. Dla mnie dramat. Owszem mały, jednak był. Co robić?
Dzwonię do Zespołu Obsługi Klienta ww. usługodawcy. Pytam, dlaczego wizytówki mają inny wymiar niż poprzednie. Tamte miały 87 x 49 mm, a te 85 x 55 mm, czyli te nowe są powierzchniowo większe. Z tego powodu nie pasują do wizytownika.
Miła pani sprawdziła moje zamówienie. Wyszło na to, że dostarczony towar jest zgodny ze złożonym przeze mnie zamówieniem (sic!). Na ekranie nie zauważyłem, że wizytówka wygląda inaczej niż kiedyś. Ale dlaczego doszło do takiej pomyłki?
Okazało się, że na świecie przyjął się nowy standard wymiarów wizytówek i maszyny drukarskie ustawiono na taki właśnie format. Oczywiście, gdybym sobie zażyczył wymiar poprzedni, to by mi go zrobili. Jednak przegapiłem ten fakt.
Cóż, pani z firmy Vistaprint mogła np. powiedzieć : „Widziały gały, co brały”. Zrobiła za to coś innego. Przyznała, że doszło do pomyłki, lecz uznała, że częściowo jest to również jakieś niedopatrzenie z ich strony, że klient był nie do końca świadomy, co zamawia.
Zaproponowała, że prześle mi jako bonus wizytownik dopasowany do nabytych przeze mnie wizytówek. Domyślasz się, że po takim wybrnięciu z sytuacji będę już zawsze klientem firmy Vistaprint. Jej pracownicy zasługują na to. Jeśli dostaniesz ode mnie wizytówkę, wspomnij o mojej przygodzie i jej pozytywnym zakończeniu.
Podobny przypadek miałem z Polskim Busem. Świetny przewoźnik, a pod względem cen w porównaniu z PKP wręcz rewelacyjny. Korzystam z jego usług co jakiś czas. Mimo to na początku tego roku przeżyłem niemiłą przygodę w Poznaniu.
Zupełnie nieświadomie znalazłem się na niewłaściwym przystanku i odjechał mi autobus, przez co straciłem rezerwację. Przyczyną było to, że we wszystkich miastach, w których korzystałem z autokarów firmy Polski Bus w połączeniach z Warszawą, tj. w Łodzi, Katowicach czy Lublinie, autokary odjeżdżały z tego samego miejsca, do którego przyjeżdżałem.
Byłem przekonany, że tak samo jest w Poznaniu. Przez myśl mi nie przeszło, że może być inaczej. Dlatego z największym przerażeniem przyjąłem informację, że mój autobus odjechał już z Dworca Podgórzyn , a nie z Dworca PKS, na który przybyłem rano z Warszawy.
W tej sytuacji musiałem nabyć nowy bilet na późniejszą godzinę. Co więcej, okazało się, że wtedy autobus odjeżdża z Dworca PKS, a więc tak, jak byłem przekonany o odjeździe swojego właściwego autobusu. Zapytałem kierowcę, co w tej sytuacji mogę zrobić. – Już nic – odpowiedział. – Bilet można zwrócić godzinę przed odjazdem autobusu, a nie godzinę po. – Przegrał Pan – dodał na pożegnanie.
Mimo to skontaktowałem się z firmą PolskiBus i opisałem zdarzenie. Poprosiłem o zwrot opłat poniesionych za bilet na autobus, który mi odjechał. Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że jest w tym przypadku dużo mojego gapiostwa, bo na bilecie był wskazany przystanek odjazdowy. Tyle tylko , że z powodów jak wyżej, nie zwróciłem uwagi na taki „drobiazg”. Z mojego punktu widzenia występowały obiektywne czynniki, bo jednak doszło do pomyłki.
Już na drugi dzień nadszedł mail z informacją o pozytywnym rozstrzygnięciu w mojej sprawie, podpisany Zespół PolskiBus.com. Żałuję, że nie wiem, kto z pracowników podjął korzystną dla mnie decyzję. Przecież mógł się zasłonić odpowiednim przepisem Regulaminu. A jednak postąpił inaczej, zgodnie z rozsądkiem i uczciwie. Jak tu nie korzystać z usług TAKIEJ firmy.
Podałem tylko dwa przypadki, gdy ktoś zachował się nieszablonowo. Mam ich więcej, lecz na ich podstawie chciałem pokazać, że można działać inaczej, niż nakazuje to przepis. Składam wyrazy uznania tym, którzy myślą i postępują właśnie w ten sposób. Skoro czytasz te słowa, jestem pewien, że też należysz do takich osób. Bardzo Ci za to dziękuję.
PS
Jeśli chcesz się utwierdzić, że właśnie tak należy postępować, zajrzyj do mojej pierwszej książki Przywilej wyboru. Poza tym chętnie usłyszę Twoją opinię o niej.
Pozdrawiam z pełną dozą optymizmu w ludzi,
Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl
www.jekos.pl