Czas na zmianę

Drogi Czytelniku,
parę dni temu wydarzyło się w naszej rodzinie nieszczęście. Moja Mama usiłowała zapisać się do lekarza specjalisty na wizytę pod koniec lata lub początku jesieni. Niestety, dziki tłum chorych (?), gdy tylko otworzyły się drzwi do przychodni, rzucił się na oślep, tratując moją Mamę, która przewróciła się na śliskiej posadzce. Skończyło się uszkodzeniem kręgosłupa, miednicy i złamaną kością udową.

Wczoraj Mama wróciła do domu ze szpitala. Na szczęście mimo choroby serca udało się przeprowadzić operację i ma teraz wszczepioną endoprotezę biodra. Czeka ją jeszcze wielotygodniowa rehabilitacja, a do pełni zdrowia już raczej nie dojdzie. No i dom, w którym mieszka okazał się słabo przygotowany dla osoby niepełnosprawnej. Cóż, ta sytuacja nas wszystkich zaskoczyła.

Piszę Ci o tym dlatego, abyś przez chwilę zastanowił się, że warto być przygotowanym na zmianę. Ba, najlepiej ją wręcz wykreować! Nie musi to być tak dramatyczne zdarzenie, jak wspomniany powyżej wypadek, ale inna sytuacja jak np. konieczność zakupu samochodu, bo stary się rozleciał, okradzenie przez wspólnika, czy rosnące potrzeby finansowe dzieci.

Stajesz przed faktem, że oto niespodziewanie nadszedł czas na zmianę. Jak jesteś do tej sytuacji przygotowany?

Pytam o to, bo sam kiedyś byłem do nowych warunków nieprzygotowany. Ponad 3 lata temu utraciłem ukochaną pracę inżyniera chemika – moje źródło satysfakcji i jednocześnie jedyne źródło dochodu. Co prawda spodziewałem się, że prędzej czy później to nastąpi, a jednak dałem się zaskoczyć i nie miałem odskoczni, aby płynnie wejść na nową drogę życia.

Niemniej właśnie wtedy podjąłem ostateczną i nieodwołalna decyzję, że już nigdy dla nikogo nie będę pracował na etacie. To postanowienie było tak silne, że stanowiło motyw moich dalszych działań. A wcale na początku przez wiele miesięcy nie było łatwo, bo kiedy nagle nadszedł czas na zmianę, nie wiedziałem, co robić w nowej sytuacji. Nie znałem odpowiednich ludzi, praktycznie nie miałem żadnej wiedzy o prowadzeniu biznesu, a zaplecze finansowe stanowił kilkusettysięczny dług kredytowy. Co tu dużo mówić. Po prostu było niewesoło.

Jednak tak już jest w życiu, że jeśli czegoś bardzo pragniesz i czynisz odpowiednie kroki w realizacji swoich marzeń, to zawsze nadejdzie czas zbierania owoców Twoich wcześniejszych działań. Dzięki temu, że nie pracuję zawodowo, mogłem w dowolnym czasie odwiedzać Mamę w szpitalu, a zdobyte umiejętności interpersonalne pozwoliły dogadywać się z personelem czy pocieszać pacjentów.

Widzisz, ze zmianą jest tak, że kiedy ona następuje, jest już za późno, aby się do niej przygotować. Jeśli nie jesteś przygotowany, miną Cię różne możliwości, które decydują o Twojej przyszłości. Wtedy po latach będziesz mógł co najwyżej powiedzieć: „Ach, gdybym wtedy wiedział, …”.

Teraz już wiesz i tylko od Ciebie zależy, jak tę wiedzę wykorzystasz. Zapamiętaj, proszę, że żyjemy w czasie niezwykle szybkich zmian technologicznych i społecznych, wiele zagadnień staje się innymi niż dotychczas, więc każdy dzień siedzenia w swojej strefie komfortu oddala Cię od sukcesu życiowego, na który z pewnością zasługujesz.

Pytasz, co masz robić? Mogę Ci tylko rekomendować drogę, którą sam podążam. Oczywiście jest wiele metod zmiany swojego życia, ale ja postawiłem na rozwój osobisty. Codziennie w tym kierunku podejmuję wysiłki czytając odpowiednie książki, słuchając nagrań mądrych ludzi, rozmawiając z tymi, którzy już są w miejscu, do którego dążę, kontaktując się z osobami, które są zainteresowane swoim rozwojem osobistym, aby stawać się lepszym człowiekiem.

Najważniejsze, że ta metoda daje oczekiwane przeze mnie rezultaty i nie muszę chodzić do pracy. Oczywiście chcę jeszcze znacznie poprawić skuteczność swoich działań, ale ich kierunek jest jak najbardziej słuszny. Dla mnie czas na zmianę nastąpił na szczęście parę lat temu. Jak jest w Twoim przypadku? Co sądzisz o tym, aby teraz zapoczątkować zmianę w swoim życiu?

PS 1. Zapraszam Cię serdecznie na witryny Wandy Loskot.

PS 2. Na początku swojego procesu zmiany zrobiłem test StrengthsFinder, aby odkryć swoich 5 dominujących talentów. Cena kodu dostępu wynosi u mnie 147 PLN. Otrzymasz fakturę VAT za jego zakup.

Pozdrawiam życząc sukcesów
Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl

Trudna droga do sukcesu

Drogi Czytelniku,
w zeszłym tygodniu miałem u Ewy Damentki wykład/prelekcję/pogadankę* (*-niepotrzebne skreślić, potrzebne dopisać) pt. „Kluczowe czynniki Twojego sukcesu”. Było to niejako kontynuowanie mityngu z 1.04.2009 r., a więc w prima aprilis, o tym jak przeżyć 20 lat małżeństwa lub nawet dłużej.

Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile te dwa – niby tak różne ideowo – spotkania ze sobą łączy. Przekonałem się o tym przygotowując prezentację na to ostatnie. Musiałem się sporo nagimnastykować, aby nie zrobić takich samych slajdów jak pół roku temu.

Wydawać by się mogło, że sprawy małżeństwa to coś zupełnie innego niż sukces w innych dziedzinach. Tymczasem nic bardziej błędnego! Ogólne zasady sukcesu odnoszące się do poszczególnych dziedzin życia są takie same.

Musisz działać zgodnie z nimi, jeśli oczekujesz pozytywnych rezultatów. Nieważne, czy Twoim sukcesem ma być worek pieniędzy, szczęśliwa żona bądź mąż i wasze dzieci, kariera zawodowa lub inne określone przez Ciebie cele, których realizację uznajesz za swój sukces. Ważne, abyś nieodłącznie związane z nim zasady stosował w praktyce.

Dziś skupię się jednak nie na poszczególnych czynnikach prowadzących do sukcesu (obiecuję o nich napisać innym razem), lecz na przyczynie, która pcha Cię do odniesienia sukcesu i w konsekwencji spowoduje oczekiwany skutek.

Właśnie! Co jest Twoim powodem, że chcesz coś w swoim życiu zmienić? Co jest tym motywem, który pozwoli Ci kroczyć drogą sukcesu niezależnie od przeciwności, jakie niewątpliwie będą Twoim udziałem. Co w razie czego zadecyduje, że nie poddasz się łatwo przejściowym trudnościom, lecz nabierzesz nowych sił do działania? Dla kogo to wszystko robisz?

Bez wiarygodnej odpowiedzi na te pytania trudno mi sobie wyobrazić, abyś wyruszył śmiało w drogę i trzymał się ustalonego kursu na sukces.

Zapamiętaj, proszę, że przepisy, w jaki sposób go odnieść są powszechnie znane od setek lat. Zaś tylko od Ciebie zależy, czy znajdziesz w sobie ten warunek krytyczny, ten decydujący powód, który będzie źródłem Twojej siły, aby starczyło Ci silnej motywacji do długofalowych działań. Dlatego właśnie musisz wiedzieć, co jest dla Ciebie tą palącą okolicznością, że nagle decydujesz się wieść inne życie.

Uważam, że właśnie brak odpowiednio ważkiej przyczyny wyrwania się ze strefy komfortu powoduje, że droga do sukcesu jest tak trudna. Cóż, już na samym początku musisz pokonać największą przeszkodę – siebie!!!

Dopiero wtedy, gdy to Ty definitywnie zadecydujesz, że niezależnie od okoliczności zmienisz się, przesądziłeś o tym, że nie popełniłeś falstartu i możesz być pewien, że wyścig do sukcesu, Twojego sukcesu, rozpoczął się na dobre.

Widzisz, drogę do niego przyrównałbym do biegu na orientację. Tutaj ogromnie dużo zależy od Ciebie, zwłaszcza na etapie przygotowań. I to nie tylko pod względem „wydolności organizmu”, ale też „oprzyrządowania”, z którego korzystasz.

Czy ruszysz w drogę licząc na dobry wynik po upojnej nocy? (Chyba tylko nasi piłkarze w to wierzą, bo stosują-sic!). Czy wybierzesz niewygodne buty w takim momencie? Czy zbagatelizujesz otrzymywane przed biegiem mapy i weźmiesz swoje bez naniesionych punktów trasy? Czy rzeczywiście nie słuchasz się trenera, bo to Ty biegniesz, a nie on?

Oczywiście, w przypadku biegu przełajowego odpowiedzi nasuwają się same. Popatrz, a jeśli chodzi o wyścig do sukcesu, nie zawsze chcesz stosować te reguły! Wydaje Ci się, że możesz biec na skróty „po swojemu” i w konsekwencji wpakujesz się na takie przeszkody, których sam nie pokonasz i w konsekwencji musisz przegrać. I to w tak głupi sposób! Moim zdaniem nie warto tego robić, ale to jest Twoja decyzja.

PS 1. W tekście wspominałem, że w drodze do sukcesu ważny jest poziom Twojego „wytrenowania”. Do rozważenia jest pomoc ze strony Wandy Loskot, zwłaszcza dla Ciebie, gdy interesujesz się zagadnieniami informatyki i Internetu. Właśnie rozpoczęły się zapisy na jej kurs Zarabiaj Na Wiedzy. Potraktuj go jako obóz przygotowawczy przed startem do Twojego sukcesu. Jeśli poczujesz, że jesteś zbyt słabo wytrenowany, co najwyżej przesuniesz termin startu. Jeśli zaś lepiej przygotujesz się od konkurencji, z pewnością zajmiesz lepsze miejsce.

Wybór należy do Ciebie. Przecież to Ty tutaj jesteś zawodnikiem. Ja podjąłem taką decyzję już rok temu i dlatego gorąco Ci rekomenduję kurs Zarabiaj Na Wiedzy, bo z własnego doświadczenia wiem, że warto go przerobić.

PS 2. Również tradycyjnie zachęcam do przeprowadzenia testu StrengthsFinder, abyś odkrył swoich 5 dominujących talentów. Cena kodu dostępu wynosi u mnie 147 PLN. Otrzymasz fakturę VAT za jego zakup.

Pozdrawiam życząc sukcesów
Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl

140 lat

Drogi Czytelniku,
kiedy ostatni raz zastanawiałeś się nad jakimś przedziałem czasu? Pytam, bo zazwyczaj ludzie myślą, a tym samym rozmawiają o pieniądzach, a nie o upływającym czasie, którego już nie odzyskasz.

To zrozumiałe, że np. dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach, bo je, po prostu, mają. Nie muszą więc zajmować się ich zdobywaniem, czego i Tobie życzę. Nie chcę jednak poprzestać na samych życzeniach, lecz zastanowić się nad tym, co możesz zrobić, aby je mieć.

Niewątpliwie do ich zdobycia potrzebujesz czasu. Kiedyś tego nie rozumiałem i byłem niecierpliwy, ale obecnie całkowicie zgadzam się z tezą, że czas jest o wiele bardziej wartościowy niż pieniądze. Zatem zróbmy dziś inaczej i zamiast o pieniądzach, porozmawiajmy o czasie.

Dlaczego? Bo gdy stracisz nawet cały swój majątek, to mając odpowiednią ilość czasu, możesz wszystko odzyskać lub nawet zdobyć więcej. Gdy zaś bezproduktywnie mielesz tyko swój czas nad litowaniem się nad sobą, to w końcu nie masz ani jednego, ani drugiego.

Do rozważań nad czasem skłoniła mnie rocznica sprzed kilku dni. Zostałem bowiem zaproszony przez prof. Andrzeja Blikle na uroczystą Mszę św. z okazji 140 lecia firmy Blikle. Sam doskonale rozumiesz, że gdy Profesor zaprasza, to się nie odmawia!

Było warto tam być!

Choćby z tego względu, aby wysłuchać jego przemówienia z tej okazji. Właściwie to było coś więcej niż przemówienie. Osobiście odczułem je jako swego rodzaju przesłanie nie tylko dla dalszych pokoleń właścicieli firmy Blikle, ale dla nas wszystkich, którzy rozumieją, że firma to nie tylko zysk, lecz także misja z nią związana, a tym samym właściwe wykorzystanie danego nam czasu.

No powiedz sam, czy rozważałeś kiedykolwiek swoją działalność gospodarczą jedynie w kategoriach doraźnych korzyści finansowych, czy też szerzej jako pro publico bono? Radzę Ci o tym pomyśleć teraz, abyś po latach był dumny z tego, co przez ten czas zrobiłeś.

Widzisz, członkowie rodu Blikle mają czym się pochwalić. Nie tylko za znakomite pączki (i oczywiście inne wyroby cukiernicze), za którymi kiedyś w Warszawie na ul. Nowy Świat stało się w długich kolejkach. Ale także za przykłady działań patriotycznych: a to za dostarczanie broni powstańcom styczniowym 1863, a to za paczki na „Pawiak” w czasie wojny, czy do internowanych w stanie wojennym. Nie wspomnę o działaniach edukacyjnych, jak choćby ogólnodostępne konwersatoria TQM, gdzie poznałem Profesora.

Później w krużganku kościoła usłyszałem wypowiedź jednej ze starszych osób o tym, jak to czasy się zmieniły. Otóż ta pani wspomniała, jak kiedyś aresztowano Jerzego Bliklego za to, że kupił w sklepie spożywczym kilkanaście jajek do produkcji ciast (sic!). A teraz – mówiła dalej – przedstawiciele różnych władz przychodzą na Mszę świętą z okazji jubileuszu firmy.

Gdy mi teraz powiesz, że w naszym kraju są trudności w działalności gospodarczej, że jeszcze nie ten czas, abyś otworzył własną firmę, chociaż wiesz, co chcesz w niej robić, to po opowieści o jajkach wiem, że tylko szukasz wymówek, aby nie zacząć.

Stań przed lustrem i wymień realne powody, że wciąż stoisz w miejscu i marnujesz dany Ci czas. Jestem przekonany, że widzisz tylko okoliczności zewnętrzne, a nie dostrzegasz, że główna bariera tkwi wewnątrz – w Tobie. Po prostu, Twój umysł nie jest jeszcze gotowy, aby pokierować Cię na nowe tory życia. Bacz, bo czas ucieka!

Wiem z własnego doświadczenia, że zawsze możesz dokonać kluczowych zmian w swoim życiu. To nie Twój wiek lub upływ czasu o tym decyduje, lecz wystarczająco silny powód, abyś wyszedł ze swojej strefy komfortu. Wtedy nic Cię nie zatrzyma w działaniach!

Co prawda może Ci potem zabraknąć determinacji, bo gdy jesteś młody, masz jeszcze trochę czasu poczynić kolejne próby. Świadczą o tym badania, które pokazują, że ludzie starsi (oczywiście pod względem biologicznym, bo przecież nie hartu ducha) mają ~70% więcej szans na sukces. Bo tak jak ja – oni już nie mogą sobie pozwolić na rozpoczęcie kolejnych działań biznesowych, lecz konsekwentnie i uparcie muszą rozwijać swój „stary” biznes. Z drugiej strony, gdy jesteś młody, masz więcej siły na prowadzenie biznesu, a to duży handicap.

Jeśli dodatkowo przebywasz w otoczeniu ludzi podobnych do tych, co są związani z tak wspaniałą i długoletnią firmą jak BLIKLE, masz pewność, że warto poczekać na odroczoną gratyfikację, bo ona Cię nie minie. Cierpliwie poczekaj, bo gdy się rozwijasz, czas pracuje na Twoją korzyść, a rezultaty Cię zaskoczą.

Zauważ, z punktu widzenia ówczesnych władz, a zapewne i części społeczeństwa, założycielem omawianej dziś firmy był „kryminalista” – cukiernik Antoni Kazimierz Blikle. Dziś go słusznie uznajemy za wielkiego patriotę, od którego nazwiska pochodzi sławna na cały świat marka. Musiał być nieprzeciętną osobowością, skoro jego idea firmy rodzinnej utrzymała się tak długo.

Popatrz, on i jego następcy nie zmarnowali czasu. Ich firma zdobyła renomę na cały świat i nadal wspaniale się rozwija. Może więc i Ty masz teraz wspaniałą okazję być pierwszym w rodzie założycielem firmy, która przetrwa porównywalnie długo jak firma Blikle?

  • Co Cię powstrzymuje?
  • Jakie bariery stawiasz przed sobą?
  • Dlaczego nie znajdujesz sojuszników w realizacji swojej koncepcji biznesowej?
  • Kto Ci przeszkadza dotrzeć do ludzi, którzy już są tam, dokąd Ty chcesz podążyć?
  • Kiedy ruszysz z miejsca, w którym się teraz znajdujesz i które Cię dusi?

Zadaję Ci te pytania teraz, bo jeszcze masz czas i dużo możesz zmienić w swoim życiu, bo na biznes zawsze jest właściwa pora. Pomyśl co będzie, gdy Twój praprawnuk zapyta za 140 lat, jak pradziadek wykorzystał wspaniały okres początku XXI wieku do robienia interesów? Wiem, że może Ci się to nie podobać, ale radzę mieć przygotowaną odpowiedź na to pytanie już dzisiaj.

A firmie BLIKLE pozostaje złożyć gratulacje i życzenia dalszego rozkwitu. Do zobaczenia na kolejnych – nie tylko „okrągłych” – rocznicach dla nowych inspiracji o właściwym wykorzystaniu czasu.

PS 1. A może w Twoim przypadku początkiem drogi na lepsze wykorzystanie czasu okaże się przeprowadzenia testu StrengthsFinder, abyś odkrył swoich 5 dominujących talentów i wiedział, na jakim obszarze działań powinieneś się skupić? Cena kodu dostępu wynosi u mnie 147 PLN. Otrzymasz fakturę VAT za jego zakup.

PS 2. Tradycyjnie zachęcam, abyś został członkiem Klubu Przedsiebiorcy. Nie przegap i śledź blog Wandy Loskot. Może jeszcze załapiesz się na kurs Zarabiaj Na Wiedzy?

Pozdrawiam życząc sukcesów
Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl

Siła w spokoju

Drogi Czytelniku,
wyobraź sobie, że znowu miałem potyczkę z instytucją publiczną, tym razem z Narodowym Funduszem Zdrowia. Sprawa zaczęła się kilka miesięcy temu. Wynikła z zupełnie jeszcze innego powodu, a mianowicie zmiany ustawy sejmowej. Domyślasz się więc już, że chodzi o podatki.

Na wstępie zaznaczę, że jestem wielkim zwolennikiem płacenia podatków. Zgadzam się, że trzeba składać pewne kwoty na dobro wspólne. Jednakże czym innym jest podatek, a czym innym haracz. Za ten ostatni uważam np. wszystkie składki na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne. Innymi słowy, ja nie chcę mieć przymusowej emerytury! Uzyskam ją własnymi metodami i w takiej wysokości, jak mi odpowiada, a nie ZUS-owi.

Dlatego nie widzę powodu, aby płacić za coś, czego dobrowolnie i świadomie nie chcę. Jednocześnie przyzwyczaiłem się do obniżonych składek ZUS, gdyż objęła mnie reforma ministra J. Hausnera. Przez pierwsze 2 lata swojej działalności gospodarczej takowe płaciłem i zamierzałem płacić nadal korzystając z przepisów o pracy nakładczej.

Niestety, Sejm zmienił ustawę i z tej furtki nie mogłem już skorzystać. Groziło więc, że zamiast jak dotychczas płacić miesięcznie 300 parę złotych, będę musiał bulić ~900 PLN haraczu za coś, z czego nie skorzystam.

Na szczęście okazało się, że nie na darmo głosowałem za przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej. Dzięki temu jak wszyscy obywatele tej wspólnoty, więc Ty również , podlegamy przepisom Rozporządzenia Rady (wtedy EWG – Europejska Wspólnota Gospodarcza) nr 1408/71. Możemy więc nadal prowadzić bez zmian działalność gospodarczą w Polsce, a zatrudnić się na część etatu np. na Litwie – jak w moim przypadku – gdzie są odprowadzane stosowne składki.

Tak, tak, wiem, że to na piśmie wygląda mocno skomplikowane, ale w rzeczywistości wszystko za Ciebie załatwia odpowiednia firma, a Ty cieszysz się sukcesem z podjętej decyzji nadal płacąc mniej więcej tyle samo, jak dotychczas, gdy prowadziłeś firmę na preferencyjnych warunkach przez 2 pierwsze lata działalności.

Oczywiście powyższy wybieg możesz zastosować również wtedy, gdy ponosisz pełne opłaty na ubezpieczenie społeczne. Od Ciebie zależy, czy chcesz w skali roku zaoszczędzić ~5000 PLN, czy też dla Ciebie to gra nie warta świeczki. Ja się po takie pieniądze schyliłem!

Wracam jednak do początku historii, czyli do warszawskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia, dokąd udałem się po poświadczenie potwierdzające prawo do bezpłatnych świadczeń opieki zdrowotnej w pełnym zakresie.

Okazało się, że pierwsza urzędniczka nie zrozumiała sprawy, z którą przyszedłem i kazała wypełnić wniosek o wydanie EKUZ – Europejskiej Karty Ubezpieczenia Zdrowotnego. Zorientowałem się, że jest coś nie tak, bo w mojej sytuacji wiele rubryk było nie do wypełnienia. Młoda dziewczyna była jednak na tyle miła, że sprowadziła swojego kierownika, a ten od razu zrozumiał, że tu chodzi o coś innego.

Niestety, zażądał ode mnie 2 oryginałów druku E106, a ja otrzymałem z Litwy tylko jeden. Co prawda nie umiał wskazać na podstawie jakich przepisów prawnych tak jest, ale uznał, że stosownego poświadczenia nie dostanę z przyczyn formalnych. Pech!

Ale teraz zaczyna się najciekawszy fragment opisu zdarzenia!

Otóż jestem pewien, że kiedyś w takiej sytuacji puściłyby mi nerwy. No bo co mnie obchodzi, że ktoś może i ma swoje przepisy, gdy mnie interesuje tylko moja sprawa. Traktowałbym tych urzędników jako wrogów, którzy się akurat na mnie uwzięli.

Jednak miesiące pracy nad własnym rozwojem osobistym spowodowały, że moje zachowanie w relacjach międzyludzkich, w tym jako petenta, uległy diametralnej zmianie. Rzeczywiście, mój spokój musiał być ujmujący, skoro urzędniczka podpowiedziała mi, aby „iść wyżej do centrali”, czyli z drugiej strony budynku i tam mi może coś poradzą i pomogą.

Poszedłem więc do kancelarii i siedzącego za kontuarem urzędnika zapytałem na pełnym luzie: „W jaki sposób załatwić w NFZ sprawę nie do załatwienia?„. – A w czym rzecz? – zapytał.

Wyjaśniłem więc, o co mi chodzi, a on poszperał w komputerze i podał telefon do odpowiedniego – jego zdaniem – człowieka. Rzeczywiście, pan X.Y. (nie podaję prawdziwego imienia i nazwiska, aby komuś z centrali NFZ nie przyszło do głowy go zwolnić) potwierdził, że w zasadzie wymagane są 2 oryginały poświadczonego na Litwie druku E106. Skoro jednak jest 1 oryginał, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby na jego podstawie pracownik NFZ zrobił sobie uwierzytelnioną kopię i sprawę załatwił.

Tak też się stało i po kilku minutach miałem w ręku Poświadczenie nr 07/106/09/00807 ważne do 2012 r.

Oczywiście, możesz powiedzieć, że tym razem miałem szczęście i trafiłem na odpowiednich ludzi, a nie takich jak w salonie sieci PLUS, o czym pisałem tutaj. Jednocześnie jednak jestem przekonany, że wielką rolę odegrał w tym wypadku mój spokój. Przecież świat by się nie zawalił, gdybym nie uzyskał tego dokumentu. Czy zatem warto byłoby tracić energię nad użalaniem się nad swoim losem, co skutkowałoby tylko wpierw pyskówką, a potem wzajemną agresją?

Zauważ, użyłem w tym wypadku słowa „spokój” w rozumieniu stanu równowagi psychicznej. Bowiem często w niezbyt komfortowej dla nas sytuacji ulegamy złym emocjom i „wykładamy się jak na łyżwach”. Jako oferent, klient bądź petent dajemy drugiej stronie sygnał, że bardzo nam egoistycznie na czymś zależy. Tym samym niejako automatycznie stawiamy się w złym świetle i – co gorsza – podświadomość drugiego człowieka z łatwością wyłapuje Twoją słabość. I wtedy przegrywasz!

Oczywiście nie zawsze wygrasz, ale zawsze będzie trudniej Twojemu „przeciwnikowi” zapałać do Ciebie wrogością, gdy działasz z pełną swobodą i zachowujesz spokój. Przy czym pamiętaj, tu chodzi o autentyczny spokój wypływający w sposób spontaniczny z Twojego umysłu. W przeciwnym wypadku byłaby to ordynarna manipulacja, co ma bardzo „krótkie nóżki”.

Życzę Ci, abyś nawet w najtrudniejszych chwilach podejmował działania nie pod wpływem gwałtownych emocji, lecz w całkowitym spokoju umysłu. W tym tkwi Twoja siła!

PS 1. Tradycyjnie zachęcam Cię do odwiedzenia blogu i kursów Wandy Loskot.

PS 2. Zachęcam Cię do wykonania testu StrengthsFinder, abyś odkrył swoich 5 dominujących talentów. Cena kodu dostępu wynosi u mnie 147 PLN. Otrzymasz fakturę VAT za jego zakup.

Pozdrawiam życząc sukcesów
Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl

Sztuka pokonywania odmowy

Drogi Czytelniku,
przypomnij sobie, kiedy ostatni raz spotkałeś się z odmową. Pewnie było to niedawno, bo jednak co chwila mamy do czynienia z przykrym faktem, że ktoś coś zrobi nie tak, jak sobie założyliśmy. No i jak sobie wtedy radzisz, gdy ktoś nie wyraził zgody na coś, na czym Ci zależało?

Muszę Ci się przyznać, że mnie w takiej sytuacji zawsze ogarniało ogromne rozgoryczenie. Szczególnie ten stan nasilił się w ciągu ostatnich dwóch lat. Jak zapewne wiesz, na Święta Bożego Narodzenia 2006 r. straciłem pracę i postanowiłem już nigdy nie wrócić na etat. Zacząłem robić różne interesy i bardzo często ludzie, na których szczególnie liczyłem mówili mi NIE! Czy u Ciebie też to występuje?

Właściwie dopiero kilka dni temu sytuacja w tej dziedzinie uległa diametralnej zmianie, gdy uświadomiłem sobie, że odmowa jest fantastycznym drogowskazem życiowym. I chcę Ci w tym momencie powiedzieć, że poczułem olbrzymią ulgę zmieniając swoje podejście do występujących sytuacji, które nie poszły po mojej myśli. A właściwie to zmieniłem myślenie o nich. Zobacz, co jednak znaczy rozwój osobisty!

Uświadomiłem sobie bowiem, że popełniałem wielki błąd. Traktowałem poszczególne odmowy jako wielce osobistą sprawę, życiowe niepowodzenie czy wręcz katastrofalną porażkę. Było mi strasznie przykro i czułem się ugodzony w samo serce z powodu – jak mniemałem – niezasłużonego „ataku” na mnie!

Działo się tak dlatego, że zupełnie niepotrzebnie zakładałem, że propozycje, które przedstawiam swoim przyjaciołom i znajomym, a nawet całkiem obcym osobom, powinny być przez nich bezwzględnie zaakceptowane. A niby z jakiej racji? Bo przecież to JA im o tym mówię! Cóż to była za pycha z mojej strony.

Co z tego, że Ty im coś mówisz, skoro oni akurat nie są gotowi na przyjęcie Twojej propozycji. Zamiast wściekać się i samemu siebie dołować, zauważ, że jest racjonalne wytłumaczenie powyższej – Twoim zdaniem niekorzystnej dla Ciebie – sytuacji. Po prostu, oni nie zrozumieli Twojej informacji, bo ją źle przekazałeś, lub z pewnością była ona dla nich nieodpowiednia akurat w tym czasie. Nie byli na nią gotowi. Czy z tak błahego powodu ma nastąpić koniec Twojego świata? Ty rób nadal swoje!

Zauważ, nawet jeśli ktoś Ci czegoś odmawia lub coś nie idzie tak, jak akurat Ty chcesz, to przecież Twoja sytuacja wcale nie ulega zmianie. Co więcej, zdobyłeś za darmo nowe, być może bardzo cenne doświadczenie. Właściwie powinieneś z góry założyć, że jeśli Twoja prośba o coś zostanie spełniona lub propozycja przyjęta, to spotka Cię bardzo miła niespodzianka. I niby z jakiej racji za każdym razem ma to być pewnik, że tak się stanie?

W historii techniki też było wiele spektakularnych odmów. Ot, weźmy choćby przypadek A. G. Bella uznawanego za wynalazcę telefonu, a przynajmniej patentu na niego. Przez wiele miesięcy usiłował on sprzedać swoje prawa do tego wynalazku i zawsze mu odmawiano, bo uważano, że taka elektryczna zabawka nie ma żadnej przyszłości. Cóż za błąd jego oponentów! Bo przecież nie jego! On robił swoje.

W końcu Bell, który – w kwestii formalnej- był z wykształcenia lekarzem (właściwie foniatrą jak byśmy dzisiaj powiedzieli), a nie inżynierem, miał dosyć kolejnych odmów i założył ze swoim teściem własną firmę, której cena akcji w krótkim czasie wzrosła ponad dwudziestokrotnie. Sam widzisz, że liczne odmowy doprowadziły w tym wypadku tego człowieka do spektakularnego sukcesu. I śmiem twierdzić, że tak jest zawsze, gdy mówisz NIE odmowie! Coś, co w danym momencie traktujesz jako dopust boży, okazuje się później Twoim błogosławieństwem stanowiącym podwalinę sukcesu.

Zatem zamiast zadręczać się kolejną odmową, która akurat Tobie się przytrafiła, dostrzeż w niej kapitalną okazję wprowadzenia modyfikacji w tym, co dotychczas robisz. Zmiana Twojego postępowania, która jest wynikiem właśnie tak nielubianej przez Ciebie odmowy, może przecież zapoczątkować Twój sukces.

Proponuję Ci więc, abyś zmienił swoje negatywne nastawienie do odmowy. Przekuj ją z porażki w coś wartościowego dla Ciebie. Niech Twoje kreatywne działania w tym zakresie staną się prawdziwą sztuką, a Ty podziwianym mistrzem.

I tego na Twojej drodze do wymarzonego celu Ci życzę, bo radzenie sobie z odmową to jeden z decydujących czynników sukcesu.

PS 1. U Wandy Loskot stale coś nowego, co może być dla Ciebie inspiracją w prowadzeniu firmy lub zachowań w życiu.

PS 2. Test StrengthsFinder pozwoli Ci odkryć Twoich 5 dominujących talentów. Cena kodu dostępu wynosi u mnie 147 PLN. Otrzymasz fakturę VAT za jego zakup.

Pozdrawiam życząc sukcesów
Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl

Jak tracimy okazje

Drogi Czytelniku,
powiedz mi tak szczerze, jak często zdarza Ci się „przechodzić” obok nadarzających się okazji? Chyba raczej odpowiesz, że rzadko. Skoro tak twierdzisz, niewątpliwie masz rację.

Pozwolę sobie jednak nadal drążyć ten temat. Obawiam się bowiem, że możesz nie dostrzegać pojawiających się w Twoim życiu okazji nie dlatego, że akurat one do Ciebie nie przychodzą, ale dlatego, że one – z Twojego punktu widzenia – nie są okazją dla Ciebie.

Zatem, czy w świetle tej diagnozy dopuszczasz myśl, że jesteś dopiero na takim etapie rozwoju swojego umysłu, że nie umiesz wykorzystać wielu występujących w Twoim życiu wyjątkowych sytuacji. W rezultacie sprzyjają one komuś innemu lub przepadają bezpowrotnie.

Dlaczego tak się dzieje? Głównym powodem jest niewątpliwie brak określenia kierunku, dokąd zmierzasz, wytyczonego celu. No powiedz sam, skąd Twoja podświadomość ma wiedzieć, jak filtrować nadchodzące informacje, skoro nie podałeś jej żadnych kryteriów wyboru. W rezultacie w Twoim umyśle panuje zgiełk i rozgardiasz, a Ty zachowujesz się na swojej drodze życia jak pijany rowerzysta w stanie 8 promili na autostradzie. A potem dziwisz się, że doszło do katastrofy – nie masz oczekiwanych rezultatów.

I kogo za to winisz? Ano wszystkich, tylko nie siebie! No bo to innym lepiej się powodzi, inni mają lepszą żonę, lepszego męża, bardziej udane dzieci, mądrzejszego szefa, oddanych przyjaciół – jednym słowem cudowne życie. A u Ciebie – jakoby – tylko pod górkę i wiatr w oczy!

Jakim prawem twierdzisz, że tylko innym trafiają się okazje, a nie Tobie? A może jednak prawda jest inna? Może jednak Ty miałeś taką samą liczbę okazji jak inni, tylko je zbagatelizowałeś?

Podam taki przykład: kilkanaście dni temu dostałem maila, w którym moja znajoma poinformowała, że rozpoczyna działalność ubezpieczeniową. Wiem z doświadczenia, jak trudno jest na starcie firmy zdobyć zlecenia. Odpisałem więc, że każda z osób, która ubezpieczy się u niej, dostanie bonus w postaci dopuszczenia – w drodze szczególnego wyjątku – do biznesu dającego zwrot z kapitału ~30%. Cóż to był za błąd!

Mój odwrotny mail trafił nie tylko do adresatki maila, ale też niestety do kilku/kilkunastu osób z jej listy mailingowej. Mój odruch serca został potraktowany jako ordynarny spam.

Tak, w jednym ci ludzie mieli rację. Owszem, niechcący popełniłem spam. Moja wina i nie ma o czym mówić, więc od razu, gdy się zorientowałem, wszystkich przeprosiłem. Tylko jedna osoba przyjęła moje przeprosiny. Od pozostałych jeszcze przez parę dni przychodziły pełne oburzenia maile, że „szukam frajerów”.

Ale z drugiej strony patrząc, ci wszyscy moi antagoniści stracili bezpowrotnie okazję współpracy. Cóż z tego, że mają rację, jak nie będą mieli pieniędzy. Skupili się na względach formalnych, a nie na koncepcji biznesowej. Być może są specjalistami tej klasy, że 30% zysku w skali roku nie jest stopą zwrotu wartą ich zainteresowania.

Mnie jednak taki zysk zadowala i spotkawszy biznes dający go, zainteresowałem się nim pół roku temu i sprawdziłem na własnych pieniądzach, że tak jest w tym przypadku. Też musiałem kiedyś komuś zawierzyć, a nie odsądzać go od czci i wiary.

Więc jak Ty zaczniesz teraz traktować nadarzające się okazje?

PS 1. Zaczęła się kolejna edycja wakacyjnych konferencji Myśleć Jak Milionerzy.

PS 2. Tradycyjnie zachęcam do szkoleń i tekstów Wandy Loskot.

PS 3. Możesz wykonać test StrengthsFinder, aby odkryć swoich 5 dominujących talentów. Cena kodu dostępu wynosi u mnie 147 PLN. Otrzymasz fakturę VAT za jego zakup.

Pozdrawiam życząc sukcesów
Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl

Projekt 2cc

Drogi Czytelniku,
wyobraź sobie, że w ostatnich tygodniach byłem wielokrotnie nagabywany z różnych źródeł: a to z Profeo, a to z GoldenLine, a to mailowo , a nawet telefonicznie, do przystąpienia do projektu 2cc. Ci którzy mnie lepiej znają, wiedzą, jak jestem niezwykle ostrożny w łykaniu tego typu "nowości". Cóż, doświadczenie życiowe podpowiada mi być bardzo sceptycznym w odniesieniu do tego typu przedsięwzięć.

Czym zatem jest ten projekt 2cc – przynajmniej tak, jak go zrozumiałem? Otóż jest to koncepcja rekomendowania nowych uczestników funduszy inwestycyjnych w zamian za odpowiednie prowizje. W rzeczy samej trudno się doczepić do czegoś, co przypomina program partnerski. A jednak mój największy niepokój budzi właśnie to, że ten układ wygląda na quasi piramidę.

W projekcie 2cc wykorzystuje się dwójkowy system prowizyjny. To sztywny system, w którym trzeba przyłączyć dwie osoby – taka prawa i lewa noga. Każda z nich znowu przyłącza dwie następne i tak dalej. Jest to ściśle określona struktura. Jeśli masz więcej klientów niż dwóch, musisz ich przypisać do schematu, w którym akurat są wolne miejsca. W konsekwencji daje to ciąg geometryczny liczby uczestników: 1, 2, 4, 8, 16 itd.

Rzeczywiście, po pewnym czasie tak utworzona struktura "dwójkowa" staje się gigantyczna. Szkopuł jednak tkwi w tym, że prowizje zależą tylko i wyłącznie od napływu "świeżej krwi" – nowych członków funduszy inwestycyjnych. Jeśli ich nie ma, rozwój tej quasi piramidy załamuje się. No bo brakuje źródła środków finansowych do podziału. W rezultacie Ty nabiłeś funduszowi kabzę, a sam oczami świecisz przed swoim przyjacielem, którego wciągnąłeś do funduszu, jeśli on nie ma zysków.

Kolejna wątpliwość, jaka wiąże się z tym tematem, to kwestia powierzenia na wiele lat swoich ciężko zapracowanych pieniędzy. Owszem, jeśli jesteś mało przedsiębiorczy i sam nie umiesz pomnożyć swoich pieniędzy, to niejako jesteś, a przynajmniej byłeś skazany np. na giełdę, czy fundusze inwestycyjne. To często lepsze zagospodarowanie pieniędzy niż trzymanie ich w banku.

Ale sytuacja na rynku dramatycznie się zmieniła. Należę do osób, które uważają, że obecny kryzys finansowy będzie trwał latami. A zatem trzeba też diametralnie zmienić podejście do swoich pieniędzy. Sytuacja na rynku finansowym jest dynamiczna, więc lokowanie pieniędzy na wiele lat w funduszu, z którego nie możesz ich wyjąć, uważam za duży błąd. Doprawdy, już lepiej trzymaj te pieniądze "w skarpecie". W dobie kryzysu natychmiastowy dostęp do gotówki daje często fantastyczne okazje biznesowe.

Dla większych ryzykantów polecam forex. Trzeba tylko pamiętać o 2 sprawach. Po pierwsze, nie inwestuj na nim sam, bo 96% ludzi traci wtedy swoje pieniądze. Po drugie, nie bądź chytry i daj prowizję takim partnerom, którzy w Twoim imieniu zarobią. W przypadku forexu masz możliwość znaleźć takie platformy, gdzie możesz w każdej chwili wycofać swoje pieniądze. Polecam tę formę zarabiania dla mało przedsiębiorczych, którzy jednak mają wolne środki finansowe z innych źródeł.

Kolejna moja wątpliwość związana z projektem 2cc to brak programu edukacyjnego. Rzeczywiście, może go nie być, skoro w założeniach mówi się, że wystarczy przyłączyć 2 uczestników, aby zostać milionerem. Statystycznie jest to możliwe, bo jeden z kandydatów będzie miał wadę wymowy i nie umie powiedzie "NIE!", a drugi ma sprawę do załatwienia u Ciebie i taktycznie się przyłączy.

Czy zdajesz sobie jednak sprawę z faktu, że bycie milionerem wymaga przeprogramowania Twojego umysłu? To jest najtrudniejszy i najbardziej żmudny element tego etapu życia, gdyż integralnie związany jest ze zmianą Twojej osobowości. Bez programu edukacyjnego – bez Twojego rozwoju osobistego – nie osiągniesz sukcesu finansowego. To nastąpi tylko wtedy, gdy zmienisz swój dotychczasowy sposób myślenia. W przeciwnym wypadku już dawno byłbyś milionerem, a nie jesteś!

Co więcej, badania pokazują, że 98% "szczęśliwców", którzy w łatwy sposób zdobyli majątek wygraną w totolotka, ruletkę czy loterię itp, wkrótce jest w znacznie gorszej sytuacji. Zostają z długami i przyzwyczajeniem do życia na niespotykanym poziomie. Dramat – ich umysły nie nadążyły za sytuacją, która ich przerosła.

Jeśli chodzi o mnie, na pewno nie wejdę w coś takiego jak projekt 2cc. Nie widzę dla siebie żadnych korzyści w tym temacie. Jednakże szanuję Twoje prawo do robienia ze swoimi pieniędzmi wszystkiego, co zechcesz. To jest Twój wybór, a nie mój. Jednocześnie czułbym się podle wobec Ciebie, gdybym bezkrytycznie podchodził do wszystkich propozycji rynkowych i nie dzielił się z Tobą swoimi przemyśleniami.

W kwestii formalnej, mam dosyć wnikliwy stosunek odnośnie istniejących MLM-ów. Uznałem, że to obecnie niezbędny element rynku. Uważam też, że ktoś, kto nie odnosi sukcesu w tej formie biznesu, powinien mieć pretensje raczej do siebie. Mógł przecież wybrać właściwe grono osób tworzących daną sieć lub – co jest znacznie częstszym przypadkiem – budować sieć wg wzorców wypracowanych latami przez liderów, a nie po swojemu.

Cóż, prawidłowo funkcjonujący MLM to klasyczny kapitalizm. Ludzie, którzy w nim pracują, jeśli tylko będą stosować się do zasad systemu i nie zrezygnują za wcześnie, na pewno odniosą wymarzony sukces. A rezultaty społeczne i finansowe są w MLM niewspółmiernie duże w stosunku do pierwotnych wyobrażeń uczestnika.

PS 1. Tradycyjnie zachęcam Cię, abyś nie uczył się tylko na własnych błędach, lecz skorzystał z porad biznesowych Wandy Loskot zostając członkiem Klubu Przedsiębiorcy.

PS 2. Test StrengthsFinder pozwoli Ci szybko odkryć swoich 5 dominujących talentów, co może być decydującym czynnikiem wybrania własnej drogi sukcesu. Cena kodu dostępu do testu wynosi u mnie 147 PLN. Możesz otrzymać fakturę VAT za jego zakup.

Pozdrawiam życząc sukcesów
Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl

Pomyśl o Wilmie

Drogi Czytelniku
jak się zapewne domyślasz, nie chodzi mi o żonę Freda z serialu Jaskiniowcy (Flinstonowie), a zupełnie inną osobę – konkretnie o Wilmę Rudolph. Stanowi ona wspaniały przykład, aby nie poddawać się przeciwnościom losu i dążyć do upragnionego celu.

Wilma Rudolph miała ponad dwadzieścioro rodzeństwa, z czego 2/3 zmarło. Ona nie dość, że była ledwo żywym wcześniakiem, to sama w wieku dziecięcym zachorowała na polio. Teraz ta złowieszcza nazwa może Ci już nic nie mówić, bo są obowiązkowe szczepienia. Jednak w czasach mego dzieciństwa skutki choroby Heine-Medina widać było u wielu dzieci i dorosłych. Cóż to były za pokraki!

I właśnie jedną z nich była Wilma. Od początku życia po ataku wirusa polio ledwo ruszała lewą nogą. Potem zrobili jej protezę i jakoś chodziła o kulach. Czy możesz sobie wyobrazić, że ta kaleka dziewczynka zamarzyła zostać biegaczką!!!

Nie tylko poprzestała na marzeniu, ale zaczęła realizować swój cel. I to mimo kategorycznej diagnozy lekarzy, że nigdy nie będzie chodzić!

W 9 roku życia zrobiła pierwszy krok bez kul. Przez 4 kolejne lata intensywnie ćwiczyła i zaczęła brać udział w różnych zawodach biegowych. Nic jej nie zniechęcało, mimo że zawsze przybywała na metę ostatnia. Celowo użyłem słowa „przybywała”, bo kiedy inni biegali, ona tylko szła. Niemniej coraz szybciej, bo za każdym razem dystans do zwyciężczyni zmniejszał się.

Co więcej, ponieważ była wysoka i smukła zaczęła grać w koszykówkę. Śmiała się, że to dyscyplina sportu, w której trzeba twardo stać na nogach, a jednocześnie być szybkim i zwinnym. Cóż za wspaniałe nastawienie do życia!

Nic dziwnego, że w wieku 15 lat zakwalifikowała się do kadry lekkoatletek amerykańskich i rok później na Igrzyskach Olimpijskich w Melbourne zdobyła brązowy medal w sztafecie 4 x 100 metrów.

Sam przyznasz, że to wspaniały sukces i nagroda za wytrwałość. Czy Ty znajdziesz w sobie tyle pary, aby stawić czoła przeciwnościom, jak ta czarna dziewczyna? Czy w ogóle te trudności, które są Twoimi wymówkami przed podjęciem działań w kierunku poprawy stylu własnego życia, są porównywalne z pasmem niepomyślnych zdarzeń, które trapiły Wilmę?

To Ty sam przed sobą odpowiedz na te pytania!

Skoro już znasz swoją odpowiedź, posłuchaj dalej tej historii, bo nie myśl, że Wilma spoczęła na laurach. Przecież ona nie tylko chciała biegać. Pragnęła biegać najszybciej na świecie. I temu marzeniu nawet nie przeszkodziło małżeństwo i macierzyństwo przed następną Olimpiadą. Ona wciąż widziała swój cel.

I w końcu dopięła celu. Jako pierwsza kobieta uzyskała 3 złote medale na Igrzyskach Olimpijskich w Rzymie. Wygrała w sztafecie 4 x 100 oraz na 200 i 100 metrów. W tym ostatnim biegu pobiła rekord świata 11,3 sekundy. Była najszybsza!

Tak przy okazji, rekord ten pobiła dopiero parę lat później nasza wspaniała Ewa Kłobukowska wynikiem 11,1 sekundy. Jaka szkoda, że perfidni działacze ZSRR i NRD doprowadzili do jej dożywotniej dyskwalifikacji. Swoją drogą nie mogę zrozumieć, dlaczego do tej pory nie przywrócono pani Ewie jej medali i rekordowych wyników.

Popatrz, co znaczy dostatecznie silne marzenie. Wszystkie przeciwności mogą zostać zduszone! I Tobie też tego życzę. A gdy Ci brakło wytrwałości, pomyśl o Wilmie Rudolph.

PS 1. Ten temat parę lat temu poruszyła też na swoim blogu Wanda Loskot. Warto zostać członkiem Klubu Przedsiębiorcy, aby mieć na bieżąco powiadomienia i dostęp do takich motywujących informacji i inspiracji.

PS 2. Otrzymuję pytania, jak odkryć swoich 5 dominujących talentów. Za najlepszą metodę uznaję przeprowadzenie testu StrengthsFinder. Cena kodu dostępu wynosi u mnie 147 PLN. Oczywiście to jest zakup na fakturę VAT.

Pozdrawiam życząc sukcesów

Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl