Odpowiedzi

Drogi Czytelniku mojego bloga,
być może już od dawna dziwi Cię i zastanawia fakt, iż pod wieloma wpisami, które tu czytasz, umieszczam odnośnik do mojej witryny www.poznajswojetalenty.pl.  Jeżeli kiedyś mieliśmy już okazję poznać się osobiście i porozmawiać, z pewnością masz także moją wizytówkę, na której także ten adres umieściłem.

Wiele osób , z którymi się spotykałem zwracało mi uwagę, że witryna jest bardzo skromna i prosta.  Fakt, bo w zasadzie niewiele się na niej znajduje. Jedyną możliwością, jaką tam masz, to zadać pytanie i przesłać adres e-mail, abym mógł Ci pomóc. W zasadzie proste…

A jednak coś, co na pozór jest łatwe, wcale takim w istocie rzeczy nie musi być. Na tej witrynie mniej więcej połowa osób zadających pytania, nie zostawia swojego adresu mailowego.

Tym, którzy je zostawili, udzieliłem w ciągu 4 lat działania witryny kilkaset odpowiedzi, głównie dotyczących zagadnień talentów. Przepraszam Cię, że nie podaję dokładnej liczby, lecz po 500 odpowiedzi przestałem notować dalsze.

Pojawiło się jednak także wiele pytań dotyczących różnych dziedzin życia i to zupełnie spoza obszaru talentów. Dotyczyły one szeroko rozumianych zagadnień egzystencjalnych.

Niestety, praktycznie pod wszystkimi tymi pytaniami nikt się nie podpisał, czyli pytania zadał anonimowo.  Zdaję sobie sprawę, że osoby te chciały mimo wszystko pozostać dla mnie nieznane.  Być może czuły się nieswojo, że akurat ich coś trudnego spotkało w życiu?

Długo zastanawiałem się, jak tym osobom pomóc…

Zebrałem najważniejsze pytania. Podzieliłem je na różne grupy, wg zagadnień, których dotyczą. Okazało się, że ludzi szczególnie interesują takie tematy jak, m.in. życiowe cele, talenty, wartości, sukces, pieniądze, marzenia i zdrowie. Nękają ich też różne obawy, czy poradzą sobie z kłopotami i zmianami, które ich czekają.

Przez to, że nie znają odpowiedzi, siedzą nadal w swojej strefie komfortu. Widzą, jak marnują swój potencjał i nie wiedzą co dalej robić…

Kierowany tą myślą przygotowałem odpowiedzi na wiele z tych pytań.  Przez najbliższe miesiące będę dzielił się nimi na łamach mojego bloga.

Reaktywuję też moją stronę na Facebooku, abyś mógł na bieżąco dowiedzieć się, co sądzą o tym inne osoby.

Zapraszam Cię do dyskusji i komentarzy.

Pozdrawiam życząc sukcesów,
Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl

W pogoni za szczęściem

Drogi Czytelniku,
czy wyobrażasz sobie teraz, gdy trwa piłkarski festiwal Euro i prawie wszystkich ogarnął piłkoszał, że ktoś może świadomie nie obejrzeć meczu półfinałowego Niemcy-Włochy? Pytam, bo nie spodziewałem się, że tą osobą mogę być właśnie ja. Tym bardziej, że szykowałem się na ten mecz, bo Włosi niespodziewanie są dla mnie czarnym koniem Mistrzostw Europy, więc zapowiadało się niezwykle ciekawe widowisko.

A jednak przedłużające się oczekiwanie na ten mecz zgubiło mnie. Czas w czwartkowy wieczór 28 czerwca 2012 r. jakby stanął w miejscu. Wydawało mi się, że wskazówki zegara mają wciąż to samo położenie. Do rozpoczęcia meczu każda minuta wlekła się bezlitośnie długo. Koniec końców zasiadłem przed telewizorem, aby obejrzeć coś dla zabicia czasu.

Minęła na zegarze godzina dwudziesta i właśnie na Polsacie zaczął się film. W pierwszej chwili nie zwróciłem uwagi na tytuł. Ponieważ jednak w roli głównej występował jeden z moich ulubionych aktorów Will Smith (od czasów zobaczenia filmu „Nazywał się Bagger Vance” – polecam!), zacząłem go oglądać. Akcja szybko wciągnęła mnie.

Przerwy reklamowe pozwoliły mi śledzić fragmentu meczu. Co do zwycięstwa Włochów byłem pewny po zdobyciu przez nich drugiej bramki. Wiedziałem, że jest to zbyt klasowa drużyna, aby dała sobie wyszarpać zwycięstwo po zdobyciu takiej przewagi bramkowej.

Dlaczego film niespodziewanie wygrał u mnie z takim meczem? Przede wszystkim z powodu tematyki. Opowiada on o historii Chrisa Gardnera, biednego sprzedawcy, żeby nie rzec gabinetokrążcy, skanerów medycznych. Spadają na niego kolejne ciosy. Po pierwsze, odchodzi żona Linda, która ma dość użerania się z ciągłymi problemami finansowymi. Po drugie, zostawia mu na głowie pięcioletniego synka Christophera, granego przez Jadena Smitha, autentycznego syna Willa Smitha.

A jednak nasz bohater cały czas wierzy, że w końcu karta się odwróci i przestanie zajmować się sprzedażą bezpośrednią. Co więcej, nieustająco poszukuje lepszej pracy. W końcu udaje mu się dostać na staż w wymarzonej firmie brokerskiej. Tyle tylko, że jest bez grosza przy duszy, a staż trwający 6 miesięcy, po którym wybiorą jednego z 20 kandydatów, jest bezpłatny.

Tymczasem on i dziecko potrzebują jeść oraz mieć jakiś dach nad głową, bo właściciel wyrzuca ich z mieszkania. Ktoś musi opiekować się dzieckiem, gdy Chris spędza długie godziny w biurze na nauce i odbywaniu praktyki w ramach stażu. Ma jeszcze do odbycia karę w więzieniu za niezapłacone podatki i mandaty. Jednym słowem, te kilka miesięcy w życiu Chrisa i jego synka Christophera stanowią niewyobrażalny koszmar.

Film kończy się happy endem. Nasz bohater okazuje się najlepszym kursantem i po stażu zdobywa w firmie pracę jako broker. A żona? Żona nie wraca. Tak naprawdę to ona w tym filmie najwięcej przegrała. Straciła kontakt z synem, wyjechała z miasta harować w niechcianej pracy, źle obstawiła możliwości męża. Jedyne, co można jej – chociaż to sformułowanie jest chyba za ostre – zarzucić, to podjęcie decyzji pod wpływem emocji. Bieda doprowadziła ją do rozpaczy i w konsekwencji całkowicie błędnej decyzji.

Oczywiście, że życie tej rodziny było ekstremalnie trudne. Zastanawiałem się podczas filmu, czy mając taki finansowy nóż na gardle jak nasz bohater dałbym sobie radę w życiu jak on. Gdzie są granice naszej odporności na upodlenie przez otoczenie? Kto z nas zdecydowałby się nocować z synem w kiblu, zdobywać kawałek miejsca w schronisku dla bezdomnych, dzwonić po kilkadziesiąt razy dziennie do różnych opryskliwych klientów bez żadnej gwarancji, że nasze działania przyniosą sukces?

W napisach końcowych dowiadujemy, że po kilkunastu latach nasz bohater został milionerem z majątkiem kilkudziesięciu milionów dolarów USA. Okazuje się, że ten dramat filmowy przedstawia biografię prawdziwego Chrisa Gardnera. Mojego równolatka. Obecnie milionera, filantropa, inwestora i inspirującego mówcy. Taki człowiek żyje i działa w naszych czasach. W pogoni za szczęściem przydarzyły mu się te przypadki, o których mówi film. Wielkie marzenia, które miał, pozwoliły mu przetrwać najgorsze godziny życia.

Historia w filmie zaczyna się w San Francisco w 1981 r. Jeśli chodzi o mnie, swoją najnowszą historię zacząłem pisać 25 lat później od niego. Czy Ty już piszesz swoją, czy dopiero zaczynasz?

Dążenie do szczęścia (może taki zwrot byłby lepszym tłumaczeniem tytułufilmu The Pursuit of Happyness?) to nasze zadanie życiowe. Ważniejsze niż najlepszy mecz, bo to rozgrywka o naszą lepszą przyszłość. Najważniejsza rozgrywka, w której bierzemy udział i w której nikt nas nie może zastąpić!

Pozdrawiam serdecznie,
Jerzy
www.jekos.pl

Mów o swoich marzeniach

Drogi Czytelniku,
w ostatnich dniach byłem parokrotnie indagowany o marzenia i to w szerokim kontekście. Oczywiście najczęściej dotyczyły one obecnej sytuacji finansowej rozmówców. Cóż, w nasze świadomości – podsycanej informacjami z prasy, radia i telewizji – wciąż czai się wszechogarniające widmo kryzysu.

Nic dziwnego zatem, że tylu ludzi martwi się brakiem pieniędzy na różne wydatki, w tym zwłaszcza spłatą swoich kredytów. Ba, są też tacy, którzy znajdują się w bardzo poważnych tarapatach, ponieważ wpadli w spiralę potężnych (przynajmniej z ich punktu widzenia) długów i teraz marzą, aby ktoś ich z nich wyciągnął.

Czy zatem istnieje procedura, za pomocą której wykaraskają się z tych trudności finansowych? A może akurat Ty też szukasz odpowiedzi na to pytanie ze względu na sytuację własną, rodziny lub znajomych?

Otóż generalnie rzecz ujmując odpowiedź na Twoją kwestię istnieje i jest mnóstwo sposobów uzyskania pieniędzy. Jednakże problem polega na czymś innym. Z własnego doświadczenia i obserwacji śmiem twierdzić, że nie spełnisz swojego marzenia o zmianie własnej sytuacji finansowej, jeśli wcześniej nie zmienisz stanu swojego umysłu. Dopóki będziesz skupiać się tylko na pieniądzach (właściwie ich braku), a nie na zmianie swojego sposobu myślenia, to nic nowego nie osiągniesz.

Ten paradoks, o którym powyżej napisałem, jest niezrozumiały dla większości ludzi i dlatego są biedni. Zauważ, że nie dziwi ich, że w klasycznej matematyce 2 + 2 = 4. Natomiast w życiu spodziewają się, że być może wynik 2 + 2 = 5, może 8 czy też 13. Pięknie to ujął słowami Albert Einstein: „Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać innych rezultatów”. Czy dla Ciebie 2 + 2 zawsze = 4, czy też masz jakieś mrzonki?

Zatem wracając do Twojej sytuacji majątkowej pytam, czy aż tak bardzo pragniesz spełnić swoje marzenie, że jesteś gotów zmienić siebie, a tym samym „przekreślić” swój świat pojęć, w którym żyłeś?

Abyś lepiej zrozumiał poruszaną przeze mnie kwestię proponuję Ci ponownie zapoznać się z książką R. Kiyosakiego pt. „Kwadrant przepływu pieniędzy”. Wiem, że ją znasz, bo słyszałeś o niej z innych źródeł, a nawet do niej zaglądałeś. Co z tego, jeśli przesłanie tego dzieła jest Ci nadal obce!

Jak zapewne pamiętasz z lektury tej książki, R. Kiyosaki podzielił ludzi na tych, którzy zamieniają swój czas na pieniądze i takich, dla których pieniądze pracują. Obawiam się, że Ty wciąż zaliczasz się do tej pierwszej grupy. Jeśli nie robisz żadnego kroku w kierunku realizacji swoich marzeń, to tak naprawdę nie marzysz, tylko żyjesz mrzonkami!

Gdybyś miał prawdziwie wielkie marzenie, to byś o nim mówił na okrągło. Tylko wtedy znajdą się ludzie, którzy zechcą Ci pomóc je zrealizować lub choćby dać wskazówki, w jaki sposób możesz np. wygrzebać się z długów. Ale czy Ty znajdziesz w sobie dość siły i determinacji, aby pomóc sobie i przejść na etap realizacji marzeń?

Zachęcam Cię, abyś mówił o swoich marzeniach. Dzięki temu usłyszysz o marzeniach innych ludzi i kto wie, czy akurat nie będziesz pomagał w ich realizacji. Dzięki takiej postawie dowiedziałem się od młodej dziewczyny o jej marzeniu kompleksowego rozwiązania problemu domów dziecka, opieki nad starszymi i dręczonych matek. Co więcej, ona już ma opracowane biznesplany takich rozwiązań. Jestem pewien, że Ania zrealizuje swoje wielkie marzenie, bo nie boi się o nim mówić. A każdy z nas, kto o nim usłyszy, sam pomoże lub przekaże sprawę dalej.

Jeśli zatem i Twoje marzenie będzie odpowiednio „głośne”, to masz o wiele większą szansę je zrealizować. Krzycz więc o nim, aby wszyscy zainteresowani usłyszeli!

PS 1. Zachęcam tradycyjnie, abyś został członkiem Klubu Przedsiębiorcy zorganizowanym przez Wandę Loskot. Dzięki niemu uzyskasz dostęp do wielu niezbędnych informacji o prowadzeniu biznesu i nie tylko. Poza tym blog Wandy to rewelacja.

PS 2. Możesz odkryć swoich 5 dominujących talentów przeprowadzając test StrengthsFinder. Cena kodu dostępu wynosi u mnie 147 PLN. Otrzymasz fakturę VAT za jego zakup.

Powodzenia i udanych przemyśleń
Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl

Pomyśl o Wilmie

Drogi Czytelniku
jak się zapewne domyślasz, nie chodzi mi o żonę Freda z serialu Jaskiniowcy (Flinstonowie), a zupełnie inną osobę – konkretnie o Wilmę Rudolph. Stanowi ona wspaniały przykład, aby nie poddawać się przeciwnościom losu i dążyć do upragnionego celu.

Wilma Rudolph miała ponad dwadzieścioro rodzeństwa, z czego 2/3 zmarło. Ona nie dość, że była ledwo żywym wcześniakiem, to sama w wieku dziecięcym zachorowała na polio. Teraz ta złowieszcza nazwa może Ci już nic nie mówić, bo są obowiązkowe szczepienia. Jednak w czasach mego dzieciństwa skutki choroby Heine-Medina widać było u wielu dzieci i dorosłych. Cóż to były za pokraki!

I właśnie jedną z nich była Wilma. Od początku życia po ataku wirusa polio ledwo ruszała lewą nogą. Potem zrobili jej protezę i jakoś chodziła o kulach. Czy możesz sobie wyobrazić, że ta kaleka dziewczynka zamarzyła zostać biegaczką!!!

Nie tylko poprzestała na marzeniu, ale zaczęła realizować swój cel. I to mimo kategorycznej diagnozy lekarzy, że nigdy nie będzie chodzić!

W 9 roku życia zrobiła pierwszy krok bez kul. Przez 4 kolejne lata intensywnie ćwiczyła i zaczęła brać udział w różnych zawodach biegowych. Nic jej nie zniechęcało, mimo że zawsze przybywała na metę ostatnia. Celowo użyłem słowa „przybywała”, bo kiedy inni biegali, ona tylko szła. Niemniej coraz szybciej, bo za każdym razem dystans do zwyciężczyni zmniejszał się.

Co więcej, ponieważ była wysoka i smukła zaczęła grać w koszykówkę. Śmiała się, że to dyscyplina sportu, w której trzeba twardo stać na nogach, a jednocześnie być szybkim i zwinnym. Cóż za wspaniałe nastawienie do życia!

Nic dziwnego, że w wieku 15 lat zakwalifikowała się do kadry lekkoatletek amerykańskich i rok później na Igrzyskach Olimpijskich w Melbourne zdobyła brązowy medal w sztafecie 4 x 100 metrów.

Sam przyznasz, że to wspaniały sukces i nagroda za wytrwałość. Czy Ty znajdziesz w sobie tyle pary, aby stawić czoła przeciwnościom, jak ta czarna dziewczyna? Czy w ogóle te trudności, które są Twoimi wymówkami przed podjęciem działań w kierunku poprawy stylu własnego życia, są porównywalne z pasmem niepomyślnych zdarzeń, które trapiły Wilmę?

To Ty sam przed sobą odpowiedz na te pytania!

Skoro już znasz swoją odpowiedź, posłuchaj dalej tej historii, bo nie myśl, że Wilma spoczęła na laurach. Przecież ona nie tylko chciała biegać. Pragnęła biegać najszybciej na świecie. I temu marzeniu nawet nie przeszkodziło małżeństwo i macierzyństwo przed następną Olimpiadą. Ona wciąż widziała swój cel.

I w końcu dopięła celu. Jako pierwsza kobieta uzyskała 3 złote medale na Igrzyskach Olimpijskich w Rzymie. Wygrała w sztafecie 4 x 100 oraz na 200 i 100 metrów. W tym ostatnim biegu pobiła rekord świata 11,3 sekundy. Była najszybsza!

Tak przy okazji, rekord ten pobiła dopiero parę lat później nasza wspaniała Ewa Kłobukowska wynikiem 11,1 sekundy. Jaka szkoda, że perfidni działacze ZSRR i NRD doprowadzili do jej dożywotniej dyskwalifikacji. Swoją drogą nie mogę zrozumieć, dlaczego do tej pory nie przywrócono pani Ewie jej medali i rekordowych wyników.

Popatrz, co znaczy dostatecznie silne marzenie. Wszystkie przeciwności mogą zostać zduszone! I Tobie też tego życzę. A gdy Ci brakło wytrwałości, pomyśl o Wilmie Rudolph.

PS 1. Ten temat parę lat temu poruszyła też na swoim blogu Wanda Loskot. Warto zostać członkiem Klubu Przedsiębiorcy, aby mieć na bieżąco powiadomienia i dostęp do takich motywujących informacji i inspiracji.

PS 2. Otrzymuję pytania, jak odkryć swoich 5 dominujących talentów. Za najlepszą metodę uznaję przeprowadzenie testu StrengthsFinder. Cena kodu dostępu wynosi u mnie 147 PLN. Oczywiście to jest zakup na fakturę VAT.

Pozdrawiam życząc sukcesów

Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl

Jakie masz marzenia?

Drogi Czytelniku
Wydawać by się mogło, że jeśli należysz tak jak ja do Pokolenia 50+ nie powinieneś zajmować się marzeniami. To jakoby takie niepoważne, aby jeszcze w tym wieku marzyć.

Twierdzę jednak, że marzyć to nic wstydliwego dla osób takich jak Ty, które gorąco pragną coś w swoim życiu zmienić, aby osiągnąć sukces. Jednocześnie nie bardzo wiedzą, jak to zrobić.

Co więcej, strach przed niewiadomym powstrzymuje ich działania. Jakby się bali, że nic z tego nie wyjdzie.

Zastanów się przez chwilę, dlaczego tak się dzieje. Moim zdaniem obawiasz się, że wymarzone cele przerastają Twoje możliwości. Wolisz więc nie marzyć. Po prostu, boisz się marzyć, aby nie czuć się potem zawiedziony w swoich nadziejach.

Zauważ, w ten sposób sam sobie stwarzasz bariery, bo widzisz tylko ograniczenia własnych możliwości. Dlaczego tak się dzieje? Cóż, na ten stan nakłada się kilka powodów.

Realność osiągnięcia wymarzonego celu oceniasz JEDYNIE przez pryzmat dotychczasowych swoich doświadczeń i umiejętności. Do jego realizacji chcesz użyć TYLKO dostępnych Ci w tej chwili „narzędzi”. NIE bierzesz pod uwagę osób, które chętnie pomogą Ci w realizacji spełnienia marzeń.

W rezultacie patrzysz na swój wymarzony cel w kategoriach teraźniejszości. A dlaczego nie spojrzysz na sytuację przez pryzmat warunków określonych w przyszłości? A zatem wtedy, gdy będziesz dysponował znacznie większymi możliwościami.

Zachęcam Cię, abyś do woli oddał się swoim marzeniom. One są treningiem Twojego umysłu. A właśnie on jest Twoim największym sprzymierzeńcem w realizacji Twoich marzeń. W nim rodzą się najróżniejsze pomysły na sposób osiągnięcia celu. Co więcej, Twoja podświadomość pracuje „na okrągło”.

Swoimi marzeniami pomagaj umysłowi. I na dodatek zwiększasz jego skuteczność, gdy dostarczasz mu pozytywnej energii. Odpuść sobie zupełnie bezsensowne oglądanie katastrof, wypadków, zamachów, klęsk żywiołowych i innych nieszczęść. Nie syć nimi swojego mózgu.

Lepiej przeczytaj jakiś wartościowy artykuł lub kilka kartek książki, znajdź czas na porozmawianie z kimś o pogodnym usposobieniu, doszukaj się korzystnych aspektów w różnych sytuacjach dnia codziennego. Masz wiele możliwości, aby optymistycznie patrzeć na świat.

Zawsze masz wybór. Ale rozsądniej jest myśleć pozytywnie! Tak twierdzą ludzie, którzy osiągnęli w życiu sukces. A osiągnęli go, bo mieli na pozór nierealne marzenia.

Popatrz, przecież to wspaniała sprawa należeć do Pokolenia 50+. Dzięki swojemu wiekowi masz wiarygodność. Rozwiązałeś bowiem wiele problemów i dysponujesz doświadczeniem życiowym. A teraz możesz sobie postawić nowe zadania i wyznaczyć pasjonujące cele.

Zachęcam Cię, abyś nadal marzył. Wróć do marzeń, tej ulubionej czynności z czasów dzieciństwa. Marzenia to droga do Twojego sukcesu.

Jeśli chodzi o mnie postanowiłem mieć marzenia i wierzę, że się one spełnią.

PS. Wanda Loskot zapowiedziała, że w najbliższym czasie ogłosi zapisy do Klubu Przedsiębiorcy i na kurs Zarabiaj na Wiedzy. Będą one trwały tylko kilka dni, a potem na kilka miesięcy będziesz musiał czekać na nowe edycje, więc może lepiej nie zwlekaj z decyzją.

Pozdrawiam optymistycznie
Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl

 

Jakie wyznaczyłeś sobie cele?

Drogi Czytelniku

Na pewno o tym wiesz, jako przedstawiciel Pokolenia 50+, że jeśli chodzi o cele w życiu, należy je mieć. I co więcej, te cele muszą być wyrażone na piśmie, czyli napisane.

Wydawać by się mogło, że to nie jest takie ważne. Tymczasem dzisiaj usłyszałem rzecz porażającą – przynajmniej dla mnie. Wyobraź sobie, że masz szanse być 30-40 razy skuteczniejszy w działaniu, jeśli wyznaczone sobie cele zapiszesz!!!

Może Ci się wydawać, że z tym zapisywaniem celów to gusła. No cóż, nie będę Cię przekonywał, abyś to robił. Niemniej chcę Ci podać przykład z własnego życiorysu, kiedy zapisany cel przekształcił się w rzeczywistość.

Było tak. Przez wiele lat marzyłem o własnym laptopie. Ale cóż, zawsze w pracy byli inni bardziej zasłużeni i laptop regularnie śmigał mi koło nosa. Potem jak mnie zwolnili z pracy wydawać by się mogło, że tego typu urządzenie nigdy już nie będzie dla mnie dostępne.

A jednak stało się inaczej. Jako zarejestrowany bezrobotny otrzymałem dotację i 17 calowy laptop stał sie moją własnością.

Pytasz, jak to możliwe. Skoro pytasz, to odpowiadam. Zapisałem sobie to moje marzenie laptopowe. Nie będę ukrywał, że nie bardzo wierzyłem w sens zapisywania swoich celów. Ale sobie pomyślałem: ile mogę stracić, jeśli zapiszę. To naprawdę niewiele zachodu wziąć papier, długopis, pomarzyć i w końcu zapisać cele, które masz osiągnąć.

Zrób tak samo Ty, a następnie żyj tym marzeniem. Twój umysł na pewno przyjmie ten problem do rozwiązania. To przecież jego podstawowe zadanie rozwiązywać pojawiające się problemy, więc uczyni to z ochotą.

I być może już wkrótce przekonasz się sam, jakie to wspaniałe uczucie, gdy marzenie się ziści.

Pozdrawiam życząc sukcesów
Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl