Drogi Czytelniku,
miałem w środę w Wielkim Tygodniu dziwne zdarzenie drogowe. W kilka samochodów dojeżdżaliśmy do szerokiego, czteropasmowego skrzyżowania. Część samochodów zdążyła przejechać na zielonym świetle. Jeden przejechał je na żółtym.
Po kilku sekundach stojący dwa pasy ode mnie radiowóz policyjny włączył „koguty” i sygnał dźwiękowy, a następnie z piskiem opon ruszył za tym samochodem. Pierwsza myśl, która mi przebiegła lotem błyskawicy, to taka, że panowie policjanci chyba chcą zarobić na Wielkanoc.
Ponad wszelką wątpliwość kierowca owego samochodu nie złamał przepisów ruchu drogowego, bo ani nie wjechał na czerwonym świetle, ani go nawet na nim nie opuścił. Co więcej, gdyby zdecydował się na awaryjne hamowanie mi przed nosem, mógł nawet doprowadzić do stłuczki, gdybym się zagapił.
Policjanci po paruset metrach dognali pechowego kierowcę. Byłem ciekawy, co mu zarzucają, bo nie widziałem z jego strony żadnego przewinienia. Podjechałem więc i zapytałem, o co chodzi.
Pierwszy policjant był tak zdziwiony moim pytaniem, że zrobił tylko głupia minę i brakło mu słów. Drugi zapytał, po co mi to wiedzieć, więc odpowiedziałem, że zależy mi na bezpieczeństwie na drogach i chciałbym wiedzieć, co złapany kierowca źle zrobił, abym w przyszłości uniknął takiego błędu.
Ten drugi policjant już mi chciał odpowiedzieć i otwierał usta, gdy nagle złapany kierowca obrzucił mnie stekiem wyzwisk i że to jego sprawa, jak jeździ. Nie ukrywam, byłem zszokowany.
Spieszyło mi się, a mimo to zatrzymałem się, żeby ewentualnie pomóc kierowcy niesłusznie oskarżonemu przez policjantów, a ten do mnie „z pyskiem”. Jego zachowanie spowodowało, że aż kusiło mnie podpuścić ich, aby mu przyfasolili solidny mandat. Jednak odpuściłem.
– Szkoda, że tak się pan zachowuje, bo miałem w telefonie nagrane zdarzenie. – Powiedziałem i demonstracyjnie poklikałem klawiszami telefonu. – A teraz już go nie ma. – Dodałem, ku uciesze policjantów, i odjechałem niezwłocznie.
Pomyślałem sobie tylko, jakim trzeba być burakiem, aby odrzucić czyjąś bezinteresowną pomoc. Przecież mogliśmy zostać przyjaciółmi, aby wspierać się nie tylko na drogach. Tymczasem gość nie tylko naraził się pewnie na koszt, lecz stracił także niepowtarzalną okazję poznać nowego znajomego.
Wspominany na moim blogu parokrotnie Grzegorz Turniak zawsze podkreśla, jak ważną umiejętnością jest nawiązywanie relacji poznawanie nowych osób, co pozwala uzyskiwać rekomendacje w biznesie i przydaje się w wielu innych sprawach. Akurat nadarza się świetna okazja, aby poznać pioniera networkingu, dr. Ivana Misnera, który przybywa 5.04.2013 r. do Warszawy.
Przyjdź i zobacz, ilu osobistości para się networkingiem. Porozmawiaj z nimi, ile nawiązali ciekawych kontaktów i co one im dały.
Pozdrawiam serdecznie,
Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl