Inżynieria życia

Drogi Czytelniku,
trafiłem niedawno na ciekawy cytat współczesnego pisarza amerykańskiego Jonathana Kozola, który daje taką radę: „Wybieraj bitwy wystarczająco duże, by miały znaczenie i wystarczająco małe, by dało się je wygrać„.

Przez jakieś pięćdziesiąt lat liczonych od chwili, gdy jako dziecko zacząłem kojarzyć otaczający świat, nie wiedziałem, że tą tak ważną bitwą jest walka o lepsze życie. Dowiedziałem się o tym dopiero jakieś cztery lata temu. Trudno mi sobie teraz wyobrazić, jak mogłem przez tak długi czas – pół wieku – żyć zupełnie nieświadomy faktu, że mogę w sposób decydujący wpływać na swoje życie.

Byłem święcie przekonany, że ono w decydującej mierze zależy od czynników zewnętrznych, całkowicie niezależnych ode mnie, takich jak ustrój Polski, zasobność (czy raczej brak zasobności!) rodziców, rządząca partia, dyrektor zatrudniającej mnie firmy itp., a nie jest wynikiem moich dobrych i złych decyzji.

Trudno mi wyrokować, jak jest w Twoim przypadku, ale jeśli chodzi o mnie, ogromnie się cieszę, że wreszcie – niewątpliwie w drugiej części mojego życia- dotarła do mnie informacja, jak wielki wpływ mam na kreowanie własnej przyszłości. I co więcej, byłem gotów tę ideę przyjąć!

Gdy teraz analizuję, jaka była przyczyna odpychania od siebie odpowiedzialności za własny byt, coraz bardziej przekonuję się, że był to efekt mojego poczucia niskiej wartości. Tak, tak, jestem już wystarczająco stary i niezależny, że mogę sobie pozwolić na takie wyznanie.

W sumie to nawet wygodna sytuacja z takim podejściem do życia. Przecież to ONI są winni, że mi słabo idzie, a nie JA. To ONI mają wiedzieć, co mam w życiu robić. To ONI powinni zapewnić mi dobre wykształcenie dostosowane do wymagań rynkowych. To ONI odpowiadają za uzyskanie przeze mnie dobrej pracy. To ONI odpowiadają za trwałość mojej rodziny. To ONI………… Za co są ONI jeszcze winni?

Trudno mi zarzucić, że byłem całkowitym nieudacznikiem. Nieświadomie walczyłem o swoją przyszłość i często moje decyzje były podejmowane wbrew cudzym poglądom. Dzięki temu zdobyłem wykształcenie, zbudowałem dom, przepracowałem 30 lat w zawodzie inżyniera. A jednak dziecięce marzenia, aby zostać mikrobiologiem zostały gdzieś pogrzebane. Dałem sobie wmówić, że to zajęcie dla innych, a ja jestem zbyt słaby z biologii.

Dopiero w ostatnich latach dotarło do mnie, że jedynie słuszna postawa życiowa to wzięcie pełnej, stuprocentowej odpowiedzialności za to, jak ma wyglądać moje własne życie. Zrozumiałem, że tak jak projektowałem i budowałem instalacje chemiczne, bo przecież moim światem była inżynieria chemiczna, tak samo mogę konstruować swoje życie. Dosłownie! Stąd w poprzednim zdaniu brak cudzysłowu przy słowie konstruować.

Z dużą radością mogę stwierdzić, że stałem się prekursorem nowego znaczenia pojęcia „inżynieria życia”. Do tej pory występowało ono dość nieśmiało w biotechnologii i dotyczyło mikroorganizmów. Skoro one potrafią wyczyniać cuda i tworzyć nieznane do tej pory produkty, to co stoi na przeszkodzie, abyś Ty jako MAKROorganizm też w pełni wykorzystał swój potencjał. Inaczej mówiąc, zbudował życie wg zasad obowiązujących w przyrodzie.

Inżynieria życia zastosowana na co dzień to nowe pojęcie, więc dla lepszego zrozumienia opiszę je jeszcze dokładniej następnym razem. Jestem pewien, że dzięki niej Twoje życie stanie się bardziej wartościowe. Odnajdziesz się w miejscu pracy, staniesz się lepszym menedżerem, zwiększysz wydajność pracowników, dogadasz się z dorastającymi dziećmi, poprawisz relacje w związku. Mało?

Przede wszystkim zastosowanie inżynierii życia – zbioru zasad życiowych – pozwoli Ci wygrywać ze sobą? Znam ludzi, którzy daliby wszystko, aby stoczyć taką zwycięską bitwę i zmienić poczucie własnej wartości. Dzięki temu udałoby się im wykreować lepszy obraz siebie. Uważają, że w ten sposób odniosą jeden z największych swoich sukcesów życiowych. Całkowicie zgadzam się z tą tezą.

Poczucie własnej wartości to naprawdę niezwykle istotne zagadnienie.

Pozdrawiam serdecznie,
Jerzy
www.jekos.pl