Paliwowe oszczędności

Drogi Czytelniku,
jestem już wystarczająco dorosły, więc pamiętam czasy socjalizmu w Polsce. Wtedy to jeden z naszych „przywódców”, a konkretnie (zaraz będzie skrót słowa towarzysz) tow. Pierwszy Sekretarz Wiesław Gomółka na skargi, że na rynku brakuje cytryn, radził używać kiszoną kapustę, bo ma więcej witaminy C. W rzeczy samej, rada może i dobra, tylko że kapuściane farfocle zamiast plasterka cytryny kiepsko wyglądają w szklance herbaty.

Przypomniała mi się ta historia, gdy wczoraj wicepremier Waldemar Pawlak na zarzuty o wysokiej cenie paliw zaproponował jeździć środkami komunikacji miejskiej. Pięknie!

Jak to się dzieje, że gdy człowiek jest przedstawicielem władzy, staje się tak arogancki? Uważam, że są tego dwie główne przyczyny, o których piszę poniżej.

Po pierwsze, do władzy trzeba dorosnąć. W starożytnych założeniach władza to była służba. Niestety, nawet wtedy różnie bywało z pełnieniem jej w praktyce. Cóż, słabe jednostki władza kusi, bo dzięki niej mogą łatwo pokazać, jak są ważni. Zapominają jednakże, że mądrość nie wynika z zajmowanego stanowiska, lecz własnego rozwoju osobowego. Na dodatek zgromadzone wokół „władcy” grono klakierów utwierdza go w tym, że jest wielki i niezastąpiony na danym stanowisku.

Tak samo, niestety, często jest w rodzinie. Wydaje się nam rodzicom, że zawsze jesteśmy mądrzejsi od swoich dzieci z racji większej liczby przeżytych lat. W rzeczywistości tak jest tylko w pierwszych latach życia dziecka. Potem jego wiedzy na wiele tematów nie dorównujemy!

Po drugie, władza zawsze daje złudne poczucie siły i realnie ją ma! W rezultacie ludzie ją sprawujący w końcu zapominają, czemu ona ma służyć. I wtedy właśnie występuje zjawisko arogancji władzy. Jej przedstawicielom wydaje się, że wcale nie muszą liczyć się ze zdaniem innych środowisk, czyli swoich „poddanych”, bo przecież z samej racji pełnienia władzy wiedzą lepiej, co jest dobre np. dla struktur państwa. Co gorsza, interesy państwa jako tworu biurokratycznego stają się wtedy dużo ważniejsze niż dobro obywateli.

Z największą przykrością trzeba przyznać, że tak samo często postępujemy w naszych rodzinach. Względem najbliższych łatwo pokazać, kto tu rządzi. Szczególnie, gdy nie masz racji! Najczęściej nas to jednak nie razi. Dostrzegamy łatwiej winę u kogoś innego.

Świetnie pazerność władzy ilustruje pojęcie „mit zbitej szyby”. Gdy jako dzieciak oglądałem film Charlie Chaplina „Brzdąc”, wtedy nie znałem tego określenia. Chodzi w nim o to, że jakoby nie ma nic złego w tym, że chuligan wybije komuś szybę. Przecież dzięki temu czynowi rodzi się popyt na usługi, bo trzeba szybę wstawić, a ponadto ktoś musi ją wyprodukować, ktoś inny dostarczyć, ktoś zrobić narzędzia do jej obróbki i obsadzenia. Jednym słowem, jeden kamień wprawiony w ruch uruchamia całą lawinę działań rynkowych. Czyż nie jest pięknie?

Otóż jedynie słuszna odpowiedź brzmi: NIE!!! Przecież cały wysiłek można byłoby spożytkować na inne, najczęściej lepsze cele niż naprawa wybitego okna.

Niestety, z największą przykrością obserwuję, jak nasi współcześni przedstawiciele władzy – czy to domowej, czy to państwowej – zachowują się jak chuligani. Stymulują działania, w rezultacie których mamy coraz mniej możliwości decydowania o swoich wydatkach. Zamiast np. przeznaczyć część pieniędzy na sprawy rodzinne: bilety do kina czy teatru, edukacyjną zabawkę dla dziecka, ciekawą książkę czy dodatkową edukację, trzeba je wydać na stacji benzynowej, bo ceny paliw rosną nieprzyzwoicie, m.in. za sprawą obciążeń podatkowych. To z kolei przyczynia się do większej inflacji, która jest zabójcza dla siły nabywczej naszych pieniędzy.

Co prawda w Internecie pojawiały się propozycje bojkotowania stacji benzynowych określonych koncernów. Były też spontaniczne akcje powolnych przejazdów po wybranych ulicach i drogach całych kolumn samochodowych czy tankowania „po litrze”. Niemniej uzyskany rezultat był raczej mocno opłakany, bo rząd ani myśli zmniejszyć obciążenia podatkowe dla paliw, a koncerny paliwowe odrzucają obniżenie swoich marż. Klasyczny pat, w którym po kieszeni dostajemy tylko my, konsumenci.

Jestem przeciwnikiem takich medialnie spektakularnych akcji, które w rzeczywistości biją w osoby przypadkowe, jak właściciele stacji czy osoby spieszące się do domu lub na spotkanie. Natomiast główni sprawcy, a więc gracze giełdowi (oni wbrew pozorom mają obecnie duży wpływ na poziom cen surowców!), wspomniane powyżej koncerny paliwowe czy fiskus zupełnie nie odczuwają takich protestów.

Jestem jednak pewien, że mamy oręż w ręku. Jest nim postęp technologiczny, który pozwoli na paliwowe oszczędności. Nawet jeśli będą one niewielkie i wyniosą tylko kilka procent, to warto je uzyskać. Badam teraz na własnym samochodzie jedną z koncepcji i za parę tygodni z pewnością opiszę Ci rezultaty. Wierzę, że korzystne!

Ostatnie dni pokazały, że jako społeczeństwo możemy prowadzić negocjacje z rządem tylko z pozycji siły. Tak jak internauci w sprawie ACTA. I może dopiero wtedy, gdy w skali kraju paliwowe oszczędności dadzą efekt w postaci mniejszych zakupów na stacjach benzynowych, zacznie się walka o nas: obywateli i klientów.

PS. Parę miesięcy temu prof. Andrzej Blikle przesłał mi link do filmiku na YouTube, który znakomicie przedstawia „mit zbitej szyby„. Może dzięki niemu jeszcze lepiej zrozumiesz to istotne zagadnienie.

Pozdrawiam serdecznie ,
Jerzy
www.jekos.pl